czwartek, 26 grudnia 2013

Rozdział II - Agonia umysłu

Rozdział II

      - Ludzie są dziwni - pomyślał Jason, dobrze umięśniony, krótko obcięty mężczyzna w średnim wieku. Przez pół jego twarzy przechodziła pionowa, stara blizna, a tęczówki oczu miał czarne. Jakby to były jedne wielkie źrenice. Siedział właśnie na dachu centrum handlowego i obserwował przemierzających ulice ludzi. - Wszyscy dokądś pędzą. Wszyscy się śpieszą. Patrzą i nie widzą. O, jest. - Skupił swój wzrok na postaci, która wyróżniała się tego tłumu ludzi małych z tej odległości jak mrówki. Wyglądała całkiem podobnie, ale charakteryzował ją jej sposób poruszania się. Nigdzie nie pędziła. Szła swoim spokojnym krokiem. Spojrzała na niego. A właściwie spojrzał, bo tą osobą okazał się mężczyzna, który zaczął zmierzać w kierunku centrum handlowego, na którego dachu siedział Jason.

***

      Skecza obudził stukot butów po panelach przedpokoju oraz odgłos padającego deszczu za oknem. Otworzył oczy i zobaczył ścianę swojego pokoju. Ilekroć widział tę ścianę wiedział, że mocno oberwał. Inaczej by nie leżał w tym miejscu. Zwykle mało sypiał i do tego na kanapie w salonie, a nie we własnym pokoju, w którym większa jego część zdążyła zajść kurzem. Erika wyszła właśnie do szkoły. Zastanawiał się, ile dni leżał nieprzytomny i w jakim jest stanie. Wszystko wskazywało na to, że jest dobrze. Dopóki nie przekręcił głowy na drugą stronę. Całe łóżko było zakrwawione, a już przecież podczas walki stracił dużo krwi. W dodatku czuł ostry ból w plecach. Nie przypuszczał, że to może być aż tak poważne. Ale szybko się z nim oswoił. W pewnym stopniu nawet podobał mu się ból. Lubił go czuć, dzięki czemu nie przeszkadzał mu tak bardzo. Powoli przeszedł do pozycji siedzącej. Kiedy próbował wstać, zakręciło mu się w głowie, więc postanowił posiedzieć jeszcze trochę. W końcu miał dużo czasu. Nie musiał narazie nic robić. Na jego pustym biurku leżała torba. Domyślił się od razu, że jego siostra, podczas kiedy on leżał nieprzytomny, odebrała zapłatę za zlecenie. Tuż obok torby leżała rękawiczka z metalowymi pazurami Aarona. Jedna dla niego, druga dla niej. To rodzaj trofeum, kiedy dwóch lub więcej Aniołów Śmierci walczy między sobą do ostatniego tchu. Jako, że Aaron został zabity przez dwie osoby, Erika podzieliła łup. Skecz zaczął się zastanawiać, co z Agonem. On nie miał broni. Był animagiem, więc zamieniał się w wilka. A właściwie Agon odkąd zamienił się pierwszy raz w wilka, pozostał nim do końca życia. Nikt nie miał nawet powodów, by uważać to za dziwne. Mało kto widział jego twarz, zwykli ludzie nic o nim nie wiedzieli. To dodawało mu jeszcze większą anonimowość. Może jednak zamieniał się w człowieka, ale nikt go nie poznał. Nie mniej jednak walczył pod postacią wilka i używał swoich łap oraz pyska do zadawania ran i zabijania, więc Erika powinna wyciąć jego kieł i położyć obok. Wstał i zbadał miejsce. Na torbie położona była kartka. List.

      Jak się domyśliłeś, odebrałam zapłatę za Twoje zlecenie i wzięłam dla siebie połowę łupu. Kieł włożyłam Ci od razu do szafki, żeby się nie zgubił. To ten w niebieskim woreczku. Byłeś w strasznym stanie i nie mogłam nic na to poradzić, więc wezwałam Medyka. Będziesz musiał się stawić u Rady, kiedy dojdziesz do siebie. Masz szlaban na wychodzenie z domu.
~ Erika

      Kolejna z zasad Aniołów Śmierci. Kiedy zabiją jednego ze swoich, muszą znaleźć i wyszkolić następną osobę. W tym przypadku będą to dwie osoby i w szkoleniu pomoże mu Erika, jako współzabójca Aarona. Ona tak naprawdę nie jest jego siostrą. Dwa lata temu też kogoś zabił i wyszkolił Erikę na Anioła Śmierci. Teraz podają się za rodzeństwo, bo jest za młody na podawanie się za jej ojca. Wybrał ją, bo też tak jak on wcześnie stracił rodziców i widział na własne oczy, co potrafią Aniołowie Śmierci, więc zamiast pozbywać się świadka owego zdarzenia, wziął ją pod swoją opiekę. Okazało się to dobrym wyborem. Dziewczynka bardzo szybko znieczuliła się na te wszystkie okrucieństwa, zaakceptowała obecną sytuację i dodatkowo wszyscy odkryli, że ma talent. Jest niebezpieczniejsza od Skecza. Gdyby nie ona, to już by nie żył, zaś gdyby to ona walczyła od początku zamiast niego, on nie musiałby jej w ogóle pomagać, a walka trwałaby o wiele krócej. Nieraz się jej bał, kiedy widział jej oczy podczas walki. Tak samo opętane jak jego. Ten sam amok. Ten sam szaleńczy uśmiech. Ale większa siła. Nawet bez swojej broni jest niebezpieczna. Nie tak bardzo jak z kataną, ale jak na dwunastolatkę jest groźna. Na jego szczęście pomimo tego jak rozpoczęli znajomość, polubiła go i najwyżej popatrzy na niego zdenerwowanym wzrokiem. Zupełnie jak dziewczynka na swojego starszego brata. Kiedy wydobrzeje, będzie musiał ponownie wprowadzić kolejną osobę w szeregi Aniołów Śmierci. Pytanie tylko kiedy. Zanim wydobrzeje minie trochę czasu. Jeszcze więcej zanim znajdzie odpowiedniego człowieka. No i będzie go musiał przekonać, bo kandydat musi się zgodzić na szkolenie. Ale to akurat nie będzie trudne. Albo się zgodzi, albo umrze. Nikt poza Aniołami nie może wiedzieć o ich istnieniu. Potem Rada musi przeprowadzić szereg testów, podczas których zdecydują, czy kandydat nadaje się na jednego z nich i czy nie będzie zagrażał ich istnieniu.
      Spojrzał na kalendarz. Leżał w łóżku tydzień. Nie dziwota, czemu złapały go zawroty głowy. A nic mu się nie śniło. Tydzień wyjęty żywcem z życia. Zastanawiał się, kto był przez ten czas w tym domu. Kto tutaj przychodził. Poza Eriką oczywiście, która tutaj mieszkała i poza Medykiem, który go opatrywał. Był to staruszek, emerytowany Anioł Śmierci. Wszyscy go nazywali Medykiem, ponieważ skończył chirurgię zanim go zwerbowano, więc zajmował się ciężko rannymi Aniołami. Teraz zamiast zarabiać na zabijaniu, zarabia na ratowaniu życia.
      Postanowił zobaczyć, jak wyglądają jego plecy. Spodziewał się czegoś okropnego. I jego przypuszczenie się sprawdziło. Łazienka wyglądała naprawdę okropnie. Tak jak jego łóżko - cała we krwi. Zastanawiał się ile posiadał krwi w swoim cherlawym ciele, skoro tyle jej stracił i wciąż żyje. Odwrócił się plecami do lustra i spojrzał na nie. Pozszywane. Zostaną blizny, które idą przez całe plecy. Cena za kilkumiesięczne wakacje. Przemył swoją twarz i popatrzył na nią przez lustro. Był jeszcze cały blady. Jego cera była niemal biała. Nawet nie był głodny, więc nie wyruszył do kuchni. Postanowił czym prędzej posprzątać łazienkę i pokój. W wychowywaniu i szkoleniu zaledwie dziesięcioletniej Eriki popełnił jeden błąd. Nie wpoił jej ludzkiego nawyku sprzątania. Zupełnie wypadło mu to z głowy. Oboje byli strasznymi bałaganiarzami, ale Skecz przynajmniej potrafił doprowadzić do czystości nawet największy nieład. Czasem budził się w nim ten pedantyzm, którego właściwie nie lubił. Często mógłby nawet spać na brudnych i przepoconych ubraniach. Ale nie dzisiaj. Dzisiaj musiał czymś zająć swoje myśli przez te kilka godzin zanim Erika wróci ze szkoły. Wrzucił do worka na śmieci te rzeczy, których nie dało się umyć lub doprać z krwi, czyli prześcieradło, ręczniki i gąbki. Potem miał je spalić w jakimś odosobnionym i w miarę bezpiecznym miejscu. Kiedy wszystko było już posprzątane, wliczając starcie kurzy i mycie podłóg, dziewczyna akurat wróciła. 
- Łaaał - rzuciła rozglądając się po pokojach, rzucając swoją czerwoną torbę na podłogę. 
- Nawet po sobie nie sprzątasz - powiedział, naśladując jej ton, kiedy wrócił do domu, a w mediach mówili o masakrze, którą on wykonał, po czym spytał z lekkim zdziwieniem - skąd tyle krwi?
-No bo... - zacięła się Erika.
- Co zrobiłaś? - spojrzał na nią spode łba.
- Medyk powiedział, że wykrwawiłeś się prawie na śmierć i musiałam zaciągnąć tutaj kogoś.
- A grupa krwi? Skąd wiedziałaś, jaką mam ja i ta osoba?
- Medyk sprawdził, zanim Ci ją podał. Wiesz jaki on jest. - spojrzała na niego niewinnym wzrokiem z błyskiem udawanej skruchy, który tak dobrze znał. - Na szczęście krew pierwszej osoby pasowała do twojej.
Westchnął. Rzucił tylko krótko zanim zaczął zbierać się do wyjścia:
- Masz szlaban na zabijanie ludzi.
- A ty na wychodzenie z domu. Masz odpoczywać.
- Już odpocząłem. Nic mi nie będzie. Idę po papierosy. Tobie ich nie sprzedadzą.

      Nie zamierzał kupić tylko paczki papierosów. Aaron miał brata. Tym razem rodzonego brata, który mieszkał w ich okolicy. Jak na ironię to miasto Aniołowie Śmierci uznali za swoje ognisko. Na każdym kroku mógł spotkać znajomą twarz, która go szkoliła, z którą się szkolił lub walczył. Na ironię, ponieważ to miasto zostało uznane przez media za miasto największych grzechów. Masakry na ludziach są tutaj na porządku dziennym, a mimo to ludzie stąd nie uciekają. Wręcz przeciwnie. Coraz więcej nowych osób gości tutaj na stałe. To jedyne miasto, w którym ogłoszona jest godzina policyjna. Ale i ona jest tutaj zaniedbywana, bo policja patroluje tylko ulice centrum miasta - te najbardziej zamieszkane, zaś o obrzeżach miasta zapominają. Zapewne celowo, gdyż boją się stracić życie. W końcu nie jeden policjant je stracił, kiedy się tam zapuszczał.
      Wsiadł w autobus, na który czekał kilka minut i wysiadł z niego niedaleko centrum handlowego. Spokojnym krokiem zaczął iść chodnikami, poszukując brata Aarona. W końcu go dostrzegł, spoglądając w górę. Na dach centrum handlowego. Patrzyli na siebie nawzajem przez chwilę, po czym Skecz zaczął przedzierać się przez tłum ludzi w stronę wejścia.

4 komentarze:

  1. Na początku, przepraszam, że zaniedbałam czytanie, a co za tym idzie - komentowanie dalszych losów Skecza, ale wpadłam w ten wir świąt i sylwestra że nie bardzo miałam czas, choć nie raz tu zajrzałam dla samego sprawdzenia, czy może dodałeś coś nowego.
    Teraz jednak nadrobiłam zaległości i cóż, tak jak mówiłam, piszesz świetnie. Historia się dopiero rozkręca, a już wciąga. Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału. Oby tak dalej =]
    Weny =]
    F.A.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie szkodzi. Sam napisałem tylko parę akapitów trzeciego rozdziału, a i tak pewnie go zmienię. Cierpliwości musisz mieć tylko na maksymalnie tydzień. W najlepszym wypadku dzisiaj w nocy napiszę cały kolejny rozdział, a jutro po południu go opublikuję.

      Dziękuję i pozdrawiam :)

      Usuń
    2. Nigdy, ale to nigdy się nie śpiesz i nie pisz niczego na siłę.
      Jak przyjdzie czas to siądziesz i napiszesz co trzeba.
      I nigdy nie myśl, że skoro "już tak długo" niczego nie dodawałeś musisz, po prostu musisz coś opublikować.
      To błąd.
      Chcę Ci tylko powiedzieć, żebyś pisał kiedy masz na to ochotę, a nie kiedy "musisz", bo wpadniesz w rutynę.
      Ja mogę poczekać, a Ty rób to co lubisz i ciesz się pisaniem =]
      Powodzenia =]
      F.A.

      Usuń
    3. No ja to wiem. Dlatego jednak nie zarwałem tej nocki. Byłem zbyt zmęczony.

      Usuń