środa, 18 grudnia 2013

Aniołowie Śmierci - Dwa wilki

Rozdział I

      Ludzi takich jak Skecz jest więcej i posiadają różne zdolności. Walczą różnymi broniami, odczuwają inne żądze. Zwykli ludzie nie wiedzą nic o istnieniu Aniołów Śmierci. Tak oni samych siebie nazywają, choć nic wspólnego nie mają z anielskością. Za to ze śmiercią owszem. Tam, gdzie walczą Anioły Śmierci, tam nie istnieje coś takiego jak litość, czy zadawanie łagodnych ran. Dlatego właśnie ukrywają swoje zdolności przed społeczeństwem, by nie siać paniki.


      - Znowu mówią o tobie w wiadomościach - odezwał się głos dziewczynki, kiedy chłopak wszedł nad ranem do domu i zaczął zdejmować buty - nawet nie sprzątasz po sobie.
To była Erika, młodsza siostra Skecza. Niższa od niego o połowę, o długich, jasnych włosach z prostą grzywką i szarych oczach. była równie chuda, co on i posiadała ten sam szaleńczy uśmiech, co nie budziło wątpliwości, co do ich spokrewnienia.
- I tak myślą, że to ten psychopatyczny morderca, który uciekł niedawno z więzienia w okolicy - odpowiedział obojętnym tonem wchodząc do pokoju. Erika siedziała na kanapie, jedząc zupę mleczną, a na prawo od niej telewizor wyświetlał zdjęcia ofiar masakry ubiegłej nocy.
- Umyj się lepiej, musisz mnie zaprowadzić do szkoły.

      Niedługo potem umyty z zaschniętej krwi Skecz wszedł do salonu ubrany tylko w swoje czarne spodnie. Na jego klatce piersiowej można było policzyć jego żebra. Mimo to, widać było oznaki mięśni. W jego wadze nie było ani grama tłuszczu. Same organy, krew, kości skóra i mięśnie, mimo że było ich mało, to jednak tworzyły delikatną rzeźbę na brzuchu, klatce i ramionach. Kiedy usiadł naprzeciwko siostry ta podsunęła mu pod nos miskę.
- Na pewno jesteś głodny - powiedziała, wstając, po czym włączyła w odtwarzaczu pod telewizorem psychodeliczną muzykę i zaczęła tańczyć jak w amoku z zamkniętymi oczami. W ruchach obydwojga było coś, co sprawiało, że były płynne i hipnotyzujące, jednak Skecz, by nie zwracać na siebie uwagi, przywyknął do sztywniejszego poruszania swoim ciałem.

      Na ulicach było tego dnia dużo ludzi. Piątek. Wszyscy robili zakupy na weekend po to, by przez dwa dni siedzieć w domu i się obijać. Skecz i Erika minęli ulotkarza ubranego dość charakterystycznie, bo w czerwony strój z wielkim logo jednej z firm udzielających pożyczek. Był to chłopak w wieku Skecza i wręczył mu garść ulotek, między które włożona była kartka różniąca się od tych, które dostał.
- W końcu jakaś robota - powiedział cicho, lecz tak by usłyszała go Erika.
- Właśnie. Mleko się skończyło. I trzeba zapłacić te pieprzone rachunki. - odrzekła jego siostra.
- Nie zapominaj, że nie jesteś w domu - skarcił ją - masz dopiero dwanaście lat. Bądź miła i uprzejma, bo nie chcę cię pilnować.
- Ej! Duży. Nie musisz się o mnie martwić. Wiesz, że poradzę sobie z tuzinem takich tak ci, których spotkałeś - oburzyła się dziewczyna.
- No tak. Tylko nie nabrój za dużo. Bo znów do mnie jakiś rodzic przyjdzie.
Mimo dużego ruchu, w autobusie, do którego weszli nie było prawie nikogo. Usiedli na ostatnich siedzeniach, gdzie Skecz spokojnie przestudiował kartkę otrzymaną od ulotkarza. Kolejne zlecenie na jakąś grubą rybę. Z kwoty, która została wpisana jako wynagrodzenie wynikało, że albo gdzieś zaszaleją, albo wystarczy na kilkumiesięczny urlop. Jego pracodawca domyślił się, że lepiej wykonać robotę po zmroku, by podejrzenie spadło na owego seryjnego mordercę, który tak naprawdę został wrobiony, by ukryć prawdę przed ludźmi. Jego ucieczka z więzienia również była zaplanowana. Po zapamiętaniu adresu i godziny, skręcił z kartki papierosa, po czym wyszli z autobusu, a kilka chwil później zlecenie stało się formalnie nieistniejące.

      Kiedy zapadła ciemność, Skecz czekał już na wyznaczonym miejscu, czekając cierpliwie aż parę godzin na zjawienie się jego celu. Siedział na dachu jednego z mniejszych domków, schowany w cieniu. Kiedy na ulicę wyszedł mężczyzna, otoczony trzema ochroniarzami, uzbrojonymi w małe karabinki wskoczył między nich i obracając się o trzysta sześćdziesiąt stopni w jednym momencie pozbawił ich życia, zaś sam główny cel, który szybko rzucił się na ziemię i zaczął się czołgać, przygniótł do ulicy swoją nogą. Mógłby go zabić już parę sekund temu, lecz Skecz czuł w powietrzu, że na tych czterech ofiarach się nie skończy i że czeka go dość długa walka.
- Długo mam na was czekać? - spytał patrząc w ciemność bocznej uliczki, z której chwilę później wychylił się mężczyzna w towarzystwie dużego, czarnego wilka o szkarłatnych oczach niczym ludzka krew - Aaron, miło cię widzieć - powiedział z uśmiechem, zobaczywszy osobę , która się do niego zbliżała i po chwili dodał, zwracając się do wilka - Ciebie również, Agon.
- Myślałeś, że to będzie takie proste? - spytał ludzkim głosem Agon
- Wręcz przeciwnie - odparł Skecz - Ja wiedziałem, że się tu znajdziecie. Inaczej ten gość pode mną już by nie żył.
Aaron wyjął ze swojej torby, którą w międzyczasie położył na ziemi, coś w rodzaju metalowej rękawiczki, na której zakończeniach palców umieszczone zostały ostre pazury i powiedział:
- Wiesz, że przegrasz. Może lepiej od razu ucieknij, nim cię rozszarpiemy?
- Przynajmniej nie zginę z rąk człowieka, a raczej z jego łap.
Tę krótką pogawędkę przerwało warknięcie Agona, który w tym samym momencie rzucił się w kierunku Skecza. Zanim do niego dobiegł, zatoczył w okół niego półokrąg, przez co chłopak musiał mieć oczy dookoła głowy, będąc otoczonym przez przeciwników z dwóch stron. Chwilę później usłyszał ciężkie i szybkie kroki oraz świst pazurów tuż za jego głową, więc schylił się, jednocześnie obracając w tył i wykonał cięcie od dołu. Chybione. Cofnął się o krok. Znów miał obu przeciwników naprzeciw siebie. Agon zaczął biec w jego kierunku i wyskoczył odbijając się od pleców Aarona, zaś Skecz odsunął się w bok i wyprostował rękę ze skalpelem w kierunku biegnącego mężczyzny. Ten swoją ręką, na której miał rękawiczkę odepchnął ją na bok i wymierzył cios drugą pięścią, przez który chłopak odleciał do tyłu na parę metrów, mijając przy okazji wilka. Zdążył wstać, nim przeciwnicy dobiegli do niego. Rzucił się więc w ich kierunku wymierzając przy tym kolejne cięcie z prawej strony, które również zostało z łatwością odparte. Mimo to Aaron znieruchomiał, a w jego oczach czaił się strach. Odskoczył błyskawicznie od Skecza, który spojrzał na wilka. W jego oko wbity został drugi skalpel, o którym żaden z napastników nie miał pojęcia, ponieważ jak dotąd Skecz walczył tylko jednym. Z oczu mężczyzny zniknął strach, który został zastąpiony szaleńczym gniewem. Jednak nie postradał on zmysłów i nie rzucił się bez zastanowienia na chłopaka. Powoli okrążał go, zachowując dystans. Skecz kątem oka ujrzał dalej czołgającego się biznesmena, więc krzyknął do niego:
- Leż tam, gdzie leżysz, albo umrzesz szybciej! - mężczyzna nie posłuchał, więc oboje walczących rzuciło się w jego stronę. Jeden, by unieruchomić swoją ofiarę, drugi by ją chronić. Skecz okazał się być szybszy, więc kopnął metalowym czubkiem swojego buta głowę uciekającego tak, że stracił on przytomność. Krótko po tym ciosie poczuł przeszywający ból w plecach. Pazury Aarona przecięły skórzaną kurtkę, bluzę i jego skórę, a w następnym momencie poleciał twarzą do przodu przez potężnego kopniaka. Mężczyzna wrócił do swojego martwego towarzysza, pogładził go po futrze, po czym podszedł do torby pozostawionej na chodniku, z której wyciągnął drugą rękawiczkę. Skecz w tym czasie śmiał się niczym szaleniec. To pierwsza rana zadana mu od bardzo dawna. To dlatego ta noc będzie długa i krwawa. W końcu trafił mu się godny go przeciwnik. Wstał powoli, ciesząc się z bólu, który zamiast go paraliżować, dodawał mu sił. Podszedł powoli do wilka, w którego czaszce dalej tkwił skalpel i wyciągnął go. Aaron nie atakował go, gdyż mimo braku litości w walkach z udziałem Aniołów Śmierci obydwoje przestrzegali Kodeksu Śmierci, a jedną z jego zasad było pozwolenie przeciwnikowi na odzyskanie swojej broni, jeśli pojedynek został na chwilę przerwany. Kiedy na dłoniach mężczyzny tkwiły obie rękawiczki, a Skecz trzymał obydwa skalpele, walkę wznowiło rzucenie się Aarona w stronę przeciwnika i wymierzenie ciosów pazurami na bok od wewnątrz. By ich uniknąć, chłopakowi wystarczyło odchylenie się do tyłu. Nastąpiła wymiana ciosów, które były odbierane i unikane przez dobrych kilka minut, aż mężczyzna zadał cios otwartą dłonią w klatkę piersiową Skecza, co znów go odrzuciło i wytrąciło obydwa ostrza z jego dłoni. Aaron rzucił się znów, by wymierzyć ostateczny cios, lecz zatrzymał się tuż przed kataną, która nagle została wbita w asfalt. Napastnik znieruchomiał ponownie i zaczął rozglądać się w około. Zobaczył mała dziewczynkę idącą spokojnie w ich stronę i uśmiechając się szeroko. Mężczyzna wpadł w osłupienie jak taka młoda i niska osoba może posługiwać się bronią dłuższą, niż jej wzrost. W międzyczasie Skecz, który wstał podniósł swoją broń przyłożył jeden ze skalpelów do gardła przeciwnika, czekając aż Erika wyciągnie swoją katanę z ulicy, po czym okrążali dookoła Aarona, który wiedział, że nie poradzi sobie z dwoma przeciwnikami w pojedynkę. Rodzeństwo zamiast atakować urządziło sobie pogawędkę.
- Lekcje odrobiłaś? - spytał chłopak.
- Tak. Kolację zjadłam. A, i podlałam nam nawet kwiatki. A ty dalej nie wykonałeś roboty - odpowiedziała podśmiewając się pod nosem - Widzę, że trafiłam w porę, zaraz się wykrwawisz, a poza tym i tak już byś nie żył, gdyby nie ja.
- Poradziłbym sobie. Zawsze sobie radę.
W tym momencie zatrzymali się i Erika spytała, opierając swoją broń o ramię:
- Zatańczymy?
- Z chęcią - odpowiedział Skecz i obydwoje uśmiechnęli się szeroko w jednej chwili, po czym zaczęli tańczyć wokół Aarona.
To nie był zwykły taniec. Co kilka kroków obydwoje na zmianę zadawali cięcia, które raniły mężczyznę wykrwawiając go powoli, lecz nie zabijały. Ich ruchy były tak płynne jak w tańcu i tak hipnotyzujące, że mężczyzna zapatrzony w nie nie był w stanie się bronić. Już był martwi, mimo że jego serce jeszcze biło, a płuca oddychały. On już wiedział, że umrze. Ta para, kiedy zaczynała swój taniec, była nie do pokonania dla ich ofiary. Przez regularne, powolne jak na nich ciosy, lecz niespodziewane i różnorodne oraz hipnotyzujące ruchy nikt nie był w stanie się bronić. Musiałby zdarzyć się cud w postaci kolejnego Anioła Śmierci, który stanąłby po jego stronie. Jednak nikogo nie było w pobliżu, a Skecz i Erika odgrywali swój Taniec Śmierci na trzy takty, który zakończyli, wycinając krzyż na jego twarzy.
- Co z nim? - spytała dziewczynka, wskazując na leżącego nieprzytomnie biznesmena. Lecz nie uzyskała odpowiedzi. Usłyszała głuchy odgłos upadającego ciała swojego brata, który stracił przytomność z powodu stary zbyt dużej ilości krwi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz