poniedziałek, 20 stycznia 2014

Rozdział V

Rozdział V


      -Ilekroć zapytasz, otrzymasz taką samą odpowiedź. Jaki sens więc ma zadawanie tego samego pytania za każdym razem? Bo masz nadzieję, że ktoś odpowie inaczej i pobudzi w tobie rządzę krwi.

      - Więc jaka jest wasza decyzja? - spytał Skecz, który siedział jak zwykle na swoim fotelu, mając na przeciwko Anę i Ritę, od której przez cały dzień nie usłyszał żadnego słowa. Patrzyły teraz obie na niego bez żadnego wyrazu twarzy. Z takimi minami mogłyby dobrze grać w pokera. O ile grałyby dobrze. Nie przypuszczał, że tak szybko przestaną rozpaczać po tym, co stało się ostatniej nocy, lecz przez powód, dla którego dziewczyna zabiła swojego ojca, cała ta sytuacja nabrała zupełnie innego światła, toteż uznał ich zachowanie za normalne. Po niedługiej ciszy Ana odpowiedziała za siebie jak i również za swoją siostrę.
- Zgadzamy się.
Usłyszawszy te słowa, chłopak rozłożył się na fotelu i pozwolił swoim ustom na delikatny uśmiech, oznaczający w jego przypadku nie tylko zadowolenie, ale i ulgę. Napięcie, które wisiało w powietrzu przez ostatnie kilkanaście godzin teraz się całkowicie rozwiało. Wiedział, że czeka na ich całą czwórkę ciężka praca, ale nie będzie musiał się głowić nad zatajeniem wszystkiego, jeśli by odmówiły. Powinien poinformować je o konsekwencjach ich odmowy, ale jednak postanowił tego nie robić. Nie chciał ich zmuszać do niczego, dać im pełny, wolny wybór. Po jego prawej stronie, na drugim fotelu siedziała Erika. Nie chciała się, a raczej nie chciało jej się, mieszać w to wszystko przedwcześnie, więc jak dotąd tylko sprzątała i przygotowywała jedzenie. Zdarzyło jej się przyłapać na lekkim zirytowaniu wywołanym przez częste wędrówki do kuchni po kolejne porcje kanapek, zup mlecznych lub jakiegokolwiek innego jedzenia, gdyż siostrom towarzyszył straszliwy apetyt, a po godzinie, odkąd obudziła się milcząca Rita, która tylko przytakiwała, bądź kręciła głową, Ana nie krępowała się prosić o jedzenie. Teraz ona zabrała głos. Mówiła spokojnie i powoli, jakby bez większej ochoty. 
- W przyszłym tygodniu Rada was pozna i oceni. 
Po tych słowach zaczęła szczegółowo opowiadać, co będzie ich wszystkich czekać.

      Następnego dnia Erika wcześnie rano wyruszyła do swojej szkoły, a Skecz został z siostrami w domu. Chłopak czuł lekkie skrępowanie, gdyż nie wiedział za bardzo, co ma robić. Rita nie odzywała się ani słowem, zaś Ana zdecydowała się zaledwie po jednym dniu. Poza tym, wyglądało na to, że już się uspokoiła i jakby przestała przejmować tym, co sama zrobiła. Dziwiło go to, lecz cieszyło w pewnym stopniu. Przecież jako Anioł Śmierci powinna nie rozczulać się nad ludzkim życiem. Szczególnie takim, jakie wybrał jej ojciec. Kiedy przygotowywał, dziewczynom śniadanie, a było to niestandardowe śniadanie, gdyż postanowił zrobić naleśniki, ta bardziej, jeśli nie w ogóle rozmowna siostra, odwiedziła go przy jego pracy. Pomyślał, że pewnie nie chciała siedzieć w pokoju i milczeć, ewentualnie jej pomóc i to drugie przypuszczenie okazało się trafne, chociaż nie obyło się bez wymiany zdań.
- A jak to było z Eriką? - spytała w pewnym momencie. Skecz nie chciał jej opowiadać o krzywdzie, jaką jej wyrządził, zabijając jej rodziców. Nie wiedział, jak na to zareaguje i czy czasem nie zrazi jej do siebie, co mogłoby być co najmniej złe w skutkach. W końcu czekał ich co najmniej rok treningu.
- Dowiedziała się o naszym istnieniu, więc ją przygarnąłem. - odpowiedział krótko, nie kłamiąc, lecz też nie mówiąc całkowitej prawdy. Fakt, że przebił swój skalpel przez serce jej matki na oczach Eriki chyba do końca jej i jego życia nie ujrzy światła dziennego. Nawet dla niego w niektórych chwilach jest traumatycznym wspomnieniem.
- Ale opowiedz coś więcej. Było bardziej 'normalnie', niż z nami, czy tak samo? - próbowała go dalej zachęcić. Postanowił szybko zmienić temat. Wpierw przewrócił smażonego w tym czasie naleśnika na drugą stronę.
- Wiesz, co mnie czasem zasmuca w życiu Aniołów Śmierci?
- Co takiego? - dziewczyna zdawała się być szczerze zainteresowaną tym, co Skecz chciał jej powiedzieć, co go bardzo ucieszyło. Ostatnimi czasy rzadko miał okazję mówić o czymś innym, niż praca.
- Odkąd człowiek dowiaduje się o naszym istnieniu, w jego głowie przestają istnieć jakiekolwiek przyziemne sprawy. Przestaje nawet na ich temat rozmawiać. Zauważyłaś?
- Ano - pewnie się zamyśliła, bo otworzyła lekko usta i spojrzała w górę. Przyłapał się na myśli, że z taką zamyśloną miną wygląda nawet uroczo. Po chwili jednak postanowił skupić się na naleśniku, który niestety się przypalił - rzeczywiście. Od wczoraj rozmawiamy tylko o przyłączeniu się do was. 
- Dobrze, że się zgodziłyście.
- Czemu?
- Chciałem wam dać zupełnie wolny i bezstresowy wybór, więc nie powiedziałem wam o jednej ważnej rzeczy. - Zobaczył jak wymownie patrzy na niego Ana, więc kontynuował - Otóż, jeśli byście się nie zgodziły... Musiałbym was zabić.
- Domyśliłam się. - skwitowała swoją wypowiedź uśmiechem, w którym chłopak dostrzegł pewną dozę dumy - Inaczej ktoś spoza organizacji by o was na pewno wiedział. 
- Fakt. Widzę, że jesteś inteligentna.
- Nie tylko. Potrafię też nie przypalić naleśnika. A raczej go nie spalić. 
Skecz zapomniał na krótki, lecz wystarczająco długi, by mocno przypalić naleśnik czas i teraz zamiast cienkiego plaska w kolorze, którego i tak nie potrafił nazwać, na patelni znajdowało się czarne, popękane koło. Skomentował swoją mała kuchenną porażkę, syknięciem, jakim miał w zwyczaju komentować coś, czego nie udało mu się zrobić dobrze i wyrzucił zwęglonego naleśnika do zlewu obok.
- Może ja to zrobię. - zaproponowała Ana, chociaż bardziej wyglądało to jak oznajmienie, niż propozycja, gdyż praktycznie wyrwała mu patelnię z ręki. Chłopak zaś, czując się już dosyć swobodnie, postanowił kontynuować rozmowę.
- Wracając do tematu. Jestem Aniołem już od ponad kilku lat i rzadko kiedy mam okazję porozmawiać swobodnie z kimś, spoza grona ludzi takich, jak ja, a wśród lepszych znajomości obecnie najczęściej rozmawia się o tym, o czym zwykli ludzie nawet nie mają zielonego pojęcia. Swoją drogą głupio brzmi to powiedzenie. No bo jak pojęcie może mieć jakikolwiek kolor?
- Czasami lepiej pewne sprawy pozostawić niewyjaśnionymi. A więc, skoro tak tęsknisz za 'ludzkimi' tematami, to lubię naleśniki z truskawkami. Kojarzą mi się z latem. I z życiem na kompletnej wsi, gdzie nawet nie mają kablówki. Chciałabym chociaż raz jeszcze odwiedzić swoją babcię.

      Cały poranek, aż do południa spędzili na rozmowach na zupełnie lekkie tematy takie jak ulubione potrawy, muzyka, opowiadali sobie nawzajem dowcipy i tak dalej. Na te parę godzin zupełnie zapomnieli o tym, co jest ciągle dookoła nich. Postanowili odsunąć na bok to, co było w sumie najważniejsze w tej chwili. Ale w końcu jakaś chwila przerwy im obu się przyda. Swoista chwila zapomnienia. Cały czar prysł, kiedy do domu wróciła Erika i z szerokim uśmiechem na ustach zawiadomiła wszystkich.
- Pakujcie się. Jutro spotykamy się z Radą.

piątek, 10 stycznia 2014

Rozdział IV

Rozdział IV


      Ból pozostawia skażoną na wieczność duszę. Na szczęście ten fizyczny trwa tylko moment. Potem przychodzi śmierć. Nieżywe już ciało grubego mężczyzny, a raczej to, co po nim zostało, leżało porozrzucane po całym pokoju, który był równie czerwony, co szkarłat jego własnej krwi. Pośrodku stały przytulone do siebie dwie dziewczyny. Jedna trzymała tasak w prawej dłoni, była całą w krwi. Druga ubrana była w białą sukienkę, która zdążyła już nasiąknąć krwią poprzez przytulenie. . Stały w zupełnej ciszy i obejmowały siebie nawzajem.


      Noc. Na tyle ciemna, że nawet nie było widać księżyca, a lampy zamiast oświetlać ulice, zdawały się pochłaniać całą jasność i pokrywać wszystko mrokiem. Dramatyzm całej sceny wzmacniały podmuchy wiatru. Silne podmuchy, targające nawet solidne, metalowe znaki drogowe. A po środku opustoszałych uliczek, wśród latających wszędzie liści, zdmuchniętych przez hałaśliwy wiatr szedł niczym niewzruszony Skecz. Osoba, która patrzyłaby właśnie na tą scenę z drugiego planu, miałaby wrażenie, że to sama głowa o półdługich potarganych włosach lewituje nad ziemią, bo tak było ciemno, a chłopak był ubrany jak zwykle na czarno. Była już późna noc, więc w żadnym z domów nie paliło się choćby najmniejsze światło, a latarnie nie śmieciły, gdyż wiatr uszkodził linie energetyczne odpowiadające za nie. W oddali widoczny był tylko jeden jedyny jasny punkt. Do tego punktu właśnie zmierzał Skecz. Spokojnym krokiem. Nigdzie mu się nie śpieszyło. Chciał odwlekać ten moment jak najdłużej. Sam nie wiedział czemu. Jakiś niewytłumaczony niczym strach rozszarpywał go od środka, mimo że z zewnątrz nic go nie wzruszało. Nawet bicie jego serca było w normie. Lecz niepokój, który czuł był tak odczuwalny, że nie potrafił go zignorować. Zatrzymał się i odwrócił głowę za siebie. Coś przyciągnęło jego uwagę. A może po prostu chciał wrócić do domu? Sam już do końca nie wiedział. Z jednej strony chciał poznać owe osoby, które znalazła Erika, z drugiej zaś wolałby się nigdy o tym nie dowiedzieć, znając jej popaprane pomysły. Jego w sumie też. Nikt przecież nie bawi się swoimi ofiarami dając im najpierw satysfakcję z tego, że wygrywają walkę, a później pokazuje im swoje najgorsze oblicze po to, by przyszły trup wiedział, że za chwilę umrze, a panika sparaliżuje całe jego ciało. W końcu ruszył dalej przed siebie. Dalej w stronę światła. Dalej tym samym spokojnym krokiem. Dalej pozostając niewzruszonym brakiem światła, ludzi i wiatrem. Najsilniejszym jakiego w życiu doświadczył.  Zdał sobie sprawę, przez co czuje taki strach. Jego przeczucie podpowiadało mu, że niebawem wydarzy się coś, co wywróci jego dotychczasowe życie o sto osiemdziesiąt stopni. Nie miał tylko pojęcia co, kiedy, gdzie, a nawet w jaki sposób się to stanie. W tej chwili jednak liczyło się to, do czego zmierzał. Jasny punkt, w który ciągle się wpatrywał był teraz znacznie bliżej, niż kilka minut temu. Zauważył, że to okno. A więc szedł w stronę jedynego domu, w którym ktoś nie śpi w okolicy. Coraz bardziej budziło to jego niezaspokojoną jeszcze ciekawość.

      Stary drewniany płot. Zzieleniałe sztachety przyczepione były do równie zzieleniałych belek. Cały płot posiadał częste braki. Po furtce oczywiście pozostały tylko zawiasy. Ktoś musiał ją zniszczyć lub nawet ukraść, co jest normą. Zajrzał do podwórze przed starym, zaniedbanym domem. Tak samo zaniedbane, jak hacjenda. Zdawałoby się, iż tutaj już nikt nie zagląda, ale w oknie przecież paliło się światło. Zgodnie z tym, co powiedziała mu Erika, ma iść do źródła tego światła. Zapewniła go, że w środku nie czeka na niego nic niebezpiecznego, toteż bez żadnej zbędnej zwłoki udał się w stronę drzwi. Tuż przed dotknięciem klamki, która okazała się zbyt nowa, jak na ten dom; zapewne była niedawno wymieniana; usłyszał męski krzyk oraz coś, co przypominało płacz i wycie, dochodzące z jednego z pomieszczeń w domu. Dzisiaj nic go nie wzruszało, więc również i to, więc spokojnie otworzył drzwi, ciesząc się z krzyku, ponieważ mógł niezauważony podejść jak najbliżej. Mężczyzna nie przestawał grać koncertu swoimi strunami głosowymi. W domu znajdowały się jeszcze co najmniej dwie inne osoby, co wywnioskował z odgłosu kroków, jakie wychwycił wśród ryku ofiary. Dom, w którym się znajdował nie był zbyt duży, więc bardzo szybko znalazł się w progu pokoju, w którym było zapalone światło. Dokładnie widział całą scenę, która się tam odgrywała. Mężczyzna cały we własnej krwi leżał na środku podłogi, jedna niska dziewczyna pochylała się nad nim i mówiła do niego spokojnym głosem.
- Nie płacz. To ja, twój mały skarbek. Obiecuję, że nie potrwa to długo i nie będzie boleć.
Nagle wymierzyła porządnego kopniaka w jego twarz, chwyciła tasak, którym zdążyła wcześniej odrąbać kawałek po kawałku jego lewą rękę i zdjęła mu majtki, po czym jednym pewnym ciosem odrąbała przyrodzenie. Wróciła do jego twarzy, otworzyła mu usta, co poszło jej z łatwością, gdyż mężczyzna nie miał już sił, wepchnęła mu w nie jego członka, podniosła się i kopiąc go po jego grubym brzuchu, zaczęła wykrzykiwać.
- Nie rycz kurwa! Ssij, bo przez tydzień nie będziesz jadł! - z jej ust wydobył się oszalały śmiech - I co spaślaku. jak się czujesz? Czujesz się jak ja? Jak Rika? Masz tutaj nasze osiem lat w jednej małej pigułce jaką jest dzisiejsza noc. Kłamałam. Wcale nie potrwa to krótko. Wcale nie będzie bezboleśnie. Tak samo jak to, co robiłeś nam. Obiecuję, że będzie bolało jeszcze bardziej, niż tam, gdzie trafisz, kiedy zostanie po tobie tylko kałuża krwi, w której sam się utopisz.
Tasak wbił się w drewnianą podłogę, wcześniej przecinając równo kość nogi mężczyzny. Dziewczyna powtarzała tę czynność, dopóki kawałki wszystkich kończyn nie były porozrzucane po całym pokoju. Na końcu kucnęła nad głową mężczyzny i spojrzała mu w oczy. W jego puste przez ból oczy. Już dawno nic nie czuł. Już dawno przestał krzyczeć. Ale wciąż żył. Lecz chciał już umrzeć. Dostrzegła to w nich. Widocznie postanowiła okazać resztki litości wobec niego, ponieważ podniosła rękę, w której trzymała tasak wysoko w górę, odwróciła i z impetem wbiła go tępą stroną w jego czaszkę, roztrzaskując ją na pół. Ta część twarzy, która nie została jeszcze zaplamiona krwią w tej chwili błyszczała nią w świetle żarówki. Skecz obserwował wszystko z cienia, więc dziewczyna, będąc zajęta swoją ofiarą, nawet go nie dostrzegła. Zawołała do pokoju Ritę, która wyszła z kuchni, do której przejście prowadziło z salonu. Bardzo podobną do niej dziewczynę. Na pewno siostrę. Była bosa, odziana w białą sukienkę oraz cała zapłakana. Zakrwawiona dziewczyna podeszła do nie i ją przytuliła, próbując uspokoić.
- Już dobrze, siostrzyczko. Już dobrze. Już nam się nigdy nic złego nie przytrafi - obejmowała ją prawą ręką, w której wciąż trzymała tasak, drugą zaś gładziła jej pokręcone, długie, czarne włosy. 
Z salonu były trzy wyjścia - na przedpokój, w którym stał Skecz, do kuchni, z której wyszła Rita oraz do łazienki, do której drzwi nie były zamknięte, lecz lekko uchylone. W chwili, gdy na nie spojrzał, otworzyły się nispodziewanie na oścież, nie wydając żadnego dźwięku. Siostry miały zamknięte oczy, więc tego również nie zauważyły. Chłopak zaś dostrzegł w półmroku małego pomieszczenia kolejną dziewczynę. Erikę. Kiwnęła mu głową na znak, że to te osoby, o których mu mówiła. Zrobił więc krok do przodu, by znaleźć się w pełnym świetle żyrandolu, który wisiał na środku salonu, po czym odchrząknął cicho, czym wystraszył dziewczyny, które odskoczyły od siebie natychmiast, wpatrując się nieruchomo w Skecza, patrzącego na nie z poważną miną.
- Tak myślałem, że nie będzie szukać nikogo normalnego. - powiedział z lekkim uśmieszkiem. Zakładał, że zakrwawiona dziewczyna będzie go próbowała zabić, żeby pozbyć się świadka, a jako że miała tą przewagę w posiadaniu broni, od razu się na niego rzuciła i zrobiła zamach. Kiedy tasak był już bardzo blisko chłopaka, ten wykonał błyskawiczne cięcie i obserwował, jak jego przeciwniczka wpatruje się z oszołomieniem w tasak, a potem jego prawą dłoń. Metal, z którego wykonana jest broń Aniołów Śmierci jest o wiele bardziej wytrzymała, niż zwykła stal i o wiele ostrzejsza, toteż bez problemu skalpel Skecza przeciął tasak. Dziewczyna upuściła to, co po nim zostało i zaczęła się cofać w stronę swojej siostry. W tym czasie Erika zdążyła podejść już do niej, więc  upadła na kolana i cała we krwi, zasłaniając swoją twarz dłońmi pokrytymi krwią jej ofiary, której zaszlachtowanie było godne psychopatycznego mordercy i zaczęła płakać. Była bezradna. Nie mogła nawet pomóc siostrze. Jedyna droga do wyjścia z domu zagradzana była przez wysokiego chłopaka, starszego od niej, który nie pozwoli jej nigdy przejść i nigdy nie uda jej się go pokonać, a przy jej siostrze stoi dziewczynka na oko młodsza od nich, która trzyma w jednej ręce miecz, którego ona sama by nie podniosła tak lekko dwoma. Erika niespodziewanie wbiła swoją katanę w podłogę i schyliła się do dziewczyny, po czym ją przytuliła.
-  Już dobrze, Ana. Już dobrze. Już ci się nigdy nic złego nie przytrafi. - próbowała ją uspokoić tak, jak ona próbowała swoją siostrę, która dalej stała przerażona jak słup soli i nic nie mówiła.
- Skąd znasz moje imię? - wyszlochała pytanie Ana, dalej chowając twarz w swoich dłoniach.
- Znam nie tylko twoje imię, ale też trochę więcej. Nic wam nie będzie. Nikt się o was nie dowie.
- Zabierzemy was w bezpieczne miejsce, gdzie się umyjecie. - dodał Skecz, chowając swoją broń i zaczął się wycofywać wgłąb przedpokoju, by pójść do pokoju dziewczyn, ale zatrzymała go Erika.
- Może lepiej będzie jeśli ja pójdę wziąć ich rzeczy?
- Racja. - rzeczywiście miała rację. W końcu to ona wiedziała lepiej, co będzie potrzebne dziewczynom. - Daj mi jakaś czystą ścierkę.
      Erika poszła do kuchni, skąd przyniosła to, o co poprosił jej brat i z łazienki wyniosła swoją torbę, którą przyniosła na rzeczy sióstr, po czym ruszyła do ich pokoju, a Skecz kucnął przed Aną i przetarł jej twarz z krwi. Dużo to nie pomogło, bo dalej była cała nią zalana, ale przynajmniej mniej jej zaschnie. Zaraz potem zrobił to samo z dłońmi. Dziewczyna podniosła głowę.
- O co tu kurwa chodzi? - spytała. Przestała już płakać, ale dalej miała złamany, słaby głos - Kim jesteście?
- Wszystko wam wyjaśnimy, kiedy będziemy w bezpiecznym miejscu. - Tłumaczył spokojnie chłopak - To był wasz ojciec?
- Skurwiel, nie ojciec - odpowiedziała tym razem pewniej i głośniej i dodała - Ale owszem, był. - ostatnie słowo zaakcentowała - Boże, jestem potworem.
- Nie większym ode mnie. Wierz mi. Ale dobrze, że tak mówisz. To znaczy, że cenisz życie. Jeszcze nie jest tak źle. Ale teraz musisz wstać i iść razem z nami. 
- Nie mam siły. - po tych słowach zachwiała się i poleciała w stronę Skecza. Zemdlała. Albo zasnęła. Albo to i to. 

      Następnego poranka Erika weszła do pokoju Skecza, w którym spały dziewczyny i zobaczyła Skecza siedzącego na krześle przy swoim łóżku, trzymającego w dłoni kubek z kawą. Na biurku stał dzbanek z gorącą herbatą i chlebem w jajku. Widocznie niedawno uszykował im śniadanie.
- Ty jeszcze tu siedzisz? - spytała swoim zaspanym wzrokiem. Dopiero, co wstała. - Przecież nie uciekną.
- Wiem. Okna i drzwi są pozamykane. A poza tym spójrz na okno. - trwała właśnie ulewa i wichura. 
- Fakt. Nawet tobie by się nie chciało wyjść w taką pogodę.
Dziewczyna wyszła z pokoju, zamykając za sobą drzwi. Ze snu obudziła się w tym czasie Ana. otworzyła powoli oczy i ujrzała przed sobą chłopaka. Poczuła na plecach kolano swojej siostry, która spała za nią.
- Gdzie jesteśmy? - spytała z miejsca podnosząc się. Siedziała teraz na brzegu łóżka.
- U mnie. - chłopak wstał i podszedł do biurka, by wziąć talerz ze śniadaniem dla Any i kubek z herbatą.
- Chodź do salonu, skoro Rita jeszcze śpi. Trudno jej było zasnąć po tym wszystkim. - wyszedł z pokoju z jedzeniem, położył talerz oraz kubek na ławie i usiadł na kanapie. Po minucie lub dwóch w drzwiach pojawiła się dziewczyna. Niepewnym krokiem, bacznie obserwując Skecza, zbliżyła się do niego i powoli usiadła na fotelu.
- Smacznego. - powiedział do niej, lekko się uśmiechając. Pomyślał, że może się trochę rozluźni, jeśli nie będzie taki poważny. Jednak musiał się bardzo wysilić, by nie wyglądało to sztucznie. Strach, który czuł ostatniej nocy tym razem był jeszcze większy i wcale nie miał dobrego nastroju z tego powodu. Obserwował Anę, jedzącą chleb. Na początku dość nieśmiało, później z większym apetytem. Widocznie była wygłodniała, więc pomyślał, że jej siostra może być tak samo głodna. Kiedy na ławie pozostał pusty talerz, zaczął mówić.
- Chyba pora to wszystko wyjaśnić. Jesteś gotowa? - dziewczyna kiwnęła głową - Jestem Skecz.
- To nie jest prawdziwe imię? - spytała od razu.
- Nie. Imiona przybieramy sobie sami, jeśli chcemy. Nie każdy tak robi. Ja jednak tak. Jeśli cię to interesuje, to za pomocą tego, co widziałaś w nocy kreślę linie, jakbym coć szkicował. ['skecz' - polska wymowa angielskiego 'sketch' (szkic)]
- To kim ty jesteś?
- Nazywamy się Aniołami Śmierci i robimy to, do czego jesteśmy wyszkoleni. Z ta różnicą, że zwykły człowiek przy nas jest słaby. Zresztą widziałaś, co mogę zrobić i jaką bronią walczy Erika. 
- To jest jeszcze dziecko! - Ana podniosła głos oburzona faktem, że ktoś taki jest mordercą.
- To był jej wybór. Teraz przed takim wyborem stoisz ty. 
- Co? Jakto?
- Normalnie. Aniołowie Śmierci nie muszą zabijać. To tylko nazwa. Co prawda większość to robi i z tego się utrzymuje, bo otrzymujemy za to wynagrodzenie, ale każdy może żyć jak chce. Erika chodzi dalej do szkoły, a pewien mężczyzna wychowuje z żoną dziecko i nikt z jego otoczenia nie wie, kim jest. Ty też możesz. Masz wybór. Widziałem prawie od początku to, co się działo w salonie w waszym domu. Będą cię szukać i prędzej, czy później znajdą, jeśli postanowisz sobie pójść. Ale jeśli zgodzisz się zostać jedną z nas, zapewnimy ci ochronę i nikt się nie dowie, że zabiłaś ojca.
- A co z Ritą?
- Ona też ma wybór. Ale ty musisz z nią porozmawiać. Do samego świtu nie mogła zasnąć. Jest w szoku. Przeżywa ogromną traumę, ale to jej minie. Miałem tak samo jak ona. Byłem jeszcze młodszy. Nie powiedziała dotąd ani jednego słowa. Tylko się na ciebie patrzyła. Dopiero nad ranem usnęła, bo już była wyczerpana. Obudzi się pewnie za dwie godziny. 
- Co ja zrobiłam - dziewczyna znów zaczęła płakać. Chyba dotarło dopiero do niej, że popełniając takie okrucieństwo zraniła bardziej własną siostrę, niż ojca. Ale chciała to wszystko zakończyć. Widocznie ją poniosło.
- Będzie dobrze - próbował ją pocieszyć. - Przemyśl dobrze to wszystko. Nie musisz się śpieszyć.

poniedziałek, 6 stycznia 2014

Rozdział III

Rozdział III

Te myśli, których za nic w świecie nie potrafimy się pozbyć. Te myśli, które nas ranią. Te myśli, przez które popadamy w obłęd. Te, które swymi szorstkimi i gorącymi językami drażnią naszą duszę. Te myśli nie należą do nas. Gdyby należały do nas, potrafilibyśmy je ujarzmić.


Skecz wszedł na dach centrum handlowego, gdzie czekał na niego Jason. Spojrzał na niego uważnie i zaczął się do niego zbliżać. Wyciągnął z paczki papierosa, odpalił go i czekał, aż mężczyzna zacznie rozmowę. Mimo, że dla niego śmierć jest codziennością, to jednak dalej nie potrafi mówić o niej, jak o porannej kawie.
- Zabiłeś mojego brata. - oznajmił Jason.
- Sam się o to prosił.
- Nie obchodzi mnie to. - przerwał mu zachowując spokój w głosie, po czym kontynuował - Nie żyje. To norma wśród Aniołów Śmierci. Zwłaszcza, że nie był dobrym wojownikiem i pchał się do każdej roboty. Poza tym - zrobił pauzę przy nim tak charakterystyczną, że już nawet nie denerwowała - jesteś nam zbyt potrzebny, byś umarł przedwcześnie.
- Jakto potrzebny? - zdziwił się Skecz - Do tej pory nie utrzymywałem z resztą większych kontaktów.
Była to prawda. Z grona takich, jak on, rozmawiał ostatnimi czasy tylko z Eriką. Przez ostatni rok rozmawiał z paroma osobami i tylko w celu zamieszkania, szkoły Eriki, brudnej roboty lub z Eriką. 
- Rada ci wszystko wyjaśni w swoim czasie, kiedy tam będziesz. A teraz musimy iść. Ochrona przyszła.


Po tej rozmowie na dachu tego dnia więcej nie zobaczył chłopak Jasona. Rozdzielili się już w centrum. Każdy poszedł w swoją stronę. mężczyzna nie wiadomo gdzie, zaś Skecz do domu. Już od progu spotkał Erikę ze swoją poważną miną, świadczącą, że tym razem nie żartuje.
- Gdzie byłeś? - spytała krótko, zakładając buty.
- Porozmawiać z bratem Aarona. - odpowiedział, po czym spytał, szybko zmieniając temat - Wiesz o czymś, czego nie wiem?
- Nie wiem, co ty wiesz, więc nie wiem też, czego nie wiesz. - ucięła, po czym wyszła z domu, a Skecz znów został sam. Nawet mu to odpowiadało. Włączył muzykę w odtwarzaczu, do którego podpięte były głośniki i wskoczył na łóżko. Bardzo szybko tego pożałował, gdyż zdążył zapomnieć już o świeżych ranach na swoich plecach. Ból sparaliżował go do tego stopnia, że nie był w stanie się podnieść, więc przewrócił się na bok i tym samym wpadł na podłogę twarzą do niej. Leżał tak przez minutę lub dwie. Kiedy ból minął, wstał i usiadł powoli na fotelu, po czym podparł łokcie o ławę. 
      Zastanawiał się nad słowami Jasona. O co mu mogło chodzić. No i w końcu Erika. Nigdy się tak nie zachowywała. Tym bardziej nie powiedziała nigdy bardziej tajemniczego zdania niż to, po którym wyszła z domu. 'Nie wiem, co ty wiesz, więc nie wiem też, czego nie wiesz' brzmiałoby pospolicie, gdyby nie było wypowiedziane tak poważnym tonem i gdyby wtedy jednak nie wyszła. Dopiero w tym momencie dotarło do niego, że nie ma pojęcia gdzie się wybrała jego przybrana siostra. Bezsensownym pomysłem okazałoby się szukanie jej. To, że swobodnie szła by właśnie po jakimkolwiek oświetlonym chodniku było wręcz niemożliwe. Potrafiła się dobrze maskować i poruszać niezauważanie. Postanowił dowiedzieć się wszystkiego od niej, kiedy wróci. Szybko przeniósł swoje myśli na przyszłe zdarzenia. Konkretnie na nowe osoby, które miał wyszkolić. Nie chciał znów przygarniać dziecka, chociaż wiedział, że jeśli ktoś jest w młodym wieku, mniej będzie pamiętał i szybciej się wszystkiego nauczy. Ale z drugiej strony przeżywa większą traumę. Postanowił wybrać się w miejsce ulicznych walk zaraz po rozmowie z Radą.
      Było już późno, więc położył się spać. Długo nie mógł zasnąć. Ale w końcu mu się udało.

-Gdzie byłaś? - spytał Skecz, kiedy tylko Erika pojawiła się nad ranem w przedpokoju ich małego domu. 
- Na spacerze. Nie mogę? Ty przecież wychodzisz.
- Tak, ale ty nigdy nie wychodziłaś. - stanął jej na drodze do pokoju - Co się dzieje?m Co ukrywasz?
Dziewczyna się oburzyła. Swoją malutką dłonią chwyciła większą od niej katanę, opartą o ścianę obok niej i błyskawicznym ruchem przystawiła mu do jego szyi, ledwo zatrzymując tuż przy skórze. Skecz poczuł na swoim ciele strach. Nie ważył się drgnąć. nie chciał okazać po sobie, że przegrał już na starcie.
- Nie jesteś moim ojcem. Nawet bratem nie jesteś. Zabiłeś całą moją rodzinę, ale jakaś chora myśl powiedziała ci, żebyś mnie zostawił przy życiu. Więc zrób mi tą przyjemność i zostaw mnie teraz w spokoju!
Ale jednak musiał przegrać. Nie chciał ryzykować życiem, zwłaszcza gdy dalej czuł się słabo, a w Erice z tego, co widział, rodziła się burza hormonów i zamierzała trwać przez całe jej nastoletnie życie i jeszcze nie raz pożałuje, że wziął pod swoją opiekę dziecko. Odsunął się na bok, czym zrobił jej miejsce, by mogła przejść. On sam zaś rzucił, że zrobi śniadanie i poszedł do kuchni. Usmażył chleb na jajku, poszedł z talerzem do salonu i usiadł na fotelu na przeciwko Eriki. Patrzył się na nią przez długo czas, podczas gdy ona nie zwracała na niego choćby najmniejszej uwagi, jedząc śniadanie. Postanowił podejść do tej rozmowy za jakiś czas. Teraz był zbyt spięty. Zbyt wielki strach go ogarniał na wspomnienie jej reakcji po powrocie do domu.
      Sprawdził swoją pocztę. Mimo, że Aniołowie Śmierci walczyli przeważnie tradycyjnymi broniami, to jednak ich również dopadł dwudziesty pierwszy wiek, w którym praktycznie każdy ma już przy sobie telefon komórkowy oraz internet. Przecież nikt nie będzie nawzajem siebie ciągle szukać. Zwłaszcza, że Aniołowie Śmierci znajdują się nie tylko w tym mieście. Jak zwykle nic ciekawego. Pełno badziewnych reklam wysyłanych na tysiące takich skrzynek. 



Kolejne dni mijały bardzo podobnie do siebie. W milczeniu. Erika wychodziła co wieczór z domu i wracała nad ranem. Zachowywała ciągle swoją poważną postawę, a Skecz postanowił nie dawać po sobie poznać, że zaczyna się jej obawiać. Może była zdenerwowana na niego, że ją okłamał i tylko hormony spotęgowały to wszystko, ale nie wiedział czego od niej oczekiwać. Czy tylko zwykłego zdenerwowania, czy nagłego wybuchu agresji. Kiedy czuł się już na siłach, by móc się chociaż obronić, siadł znów naprzeciw niej na fotelu i zaczął ostrożnie.
- Słuchaj Erika - zastanawiał się, co powiedzieć najpierw, więc milczał przez kilka sekund obserwując każdą jej reakcję. Patrzyła na niego dalej z poważną miną, lecz tym razem w jej oczach zobaczył coś innego. Nie był jej obojętny. Skupiła na nim swoją uwagę i zamierzała go uważnie słuchać. Wręcz zachęcała go swoją mimiką, by powiedział, co chce, więc kontynuował - Nie mam pojęcia, o co w tym wszystkim chodzi i szczerze powiedziawszy, to w tej chwili chciałbym się dowiedzieć. Na spokojnie, bo zaczynam się Ciebie obawiać. Dlaczego...
- Wychodzę na noc z domu? - dokończyła za niego pytanie i mówiła dalej ona - Nie chciałam, żebyś o tym wiedział, bo pewnie znów byś mi prawił morały i brał wszystko, co najcięższe na swoje barki. Szukałam odpowiednich osób.
Skecza zdziwiło ostatnie zdanie. Zaczął się zastanawiać, do czego odpowiednich osób. Pozwolił jej mówić dalej, skoro już się do niego spokojnie odzywała.
- Musimy wyszkolić dwoje ludzi na Aniołów Śmierci. Im szybciej zaczniemy poszukiwania, tym lepiej dla nas.
- A więc to o to chodzi. - chłopak odetchnął z ulgą, lecz po chwili dotarło do niego, co to może oznaczać i bardzo się tym przejął - Chyba nie...
- Nie. Nie zabiję nikogo. Nie chcę popełniać tego błędu, co ty i rujnować życie kolejnemu dziecku.
Skecza trafiło to bardziej, niż pazury Aarona kilka tygodni temu w nocy na ciemnej uczieczce.
- Znalazłam już te osoby. Nie są zbyt społeczne. Najchętniej opuściłyby swój dom i uciekły.
- I ty masz tylko dwanaście lat?
- Szybko się uczę.
Swoje ostatnie zdanie Erika skończyła z uśmiechem na swojej młodej twarzy. Skecz nie mógł wyjść z podziwu, że ma tak wszystko zaplanowane. To wszystko ułatwiało cała sytuację. Musi tylko się upewnić, że Erika mówi prawdę.
- Kiedy ich sam zobaczę?
- Za niedługo.