poniedziałek, 6 stycznia 2014

Rozdział III

Rozdział III

Te myśli, których za nic w świecie nie potrafimy się pozbyć. Te myśli, które nas ranią. Te myśli, przez które popadamy w obłęd. Te, które swymi szorstkimi i gorącymi językami drażnią naszą duszę. Te myśli nie należą do nas. Gdyby należały do nas, potrafilibyśmy je ujarzmić.


Skecz wszedł na dach centrum handlowego, gdzie czekał na niego Jason. Spojrzał na niego uważnie i zaczął się do niego zbliżać. Wyciągnął z paczki papierosa, odpalił go i czekał, aż mężczyzna zacznie rozmowę. Mimo, że dla niego śmierć jest codziennością, to jednak dalej nie potrafi mówić o niej, jak o porannej kawie.
- Zabiłeś mojego brata. - oznajmił Jason.
- Sam się o to prosił.
- Nie obchodzi mnie to. - przerwał mu zachowując spokój w głosie, po czym kontynuował - Nie żyje. To norma wśród Aniołów Śmierci. Zwłaszcza, że nie był dobrym wojownikiem i pchał się do każdej roboty. Poza tym - zrobił pauzę przy nim tak charakterystyczną, że już nawet nie denerwowała - jesteś nam zbyt potrzebny, byś umarł przedwcześnie.
- Jakto potrzebny? - zdziwił się Skecz - Do tej pory nie utrzymywałem z resztą większych kontaktów.
Była to prawda. Z grona takich, jak on, rozmawiał ostatnimi czasy tylko z Eriką. Przez ostatni rok rozmawiał z paroma osobami i tylko w celu zamieszkania, szkoły Eriki, brudnej roboty lub z Eriką. 
- Rada ci wszystko wyjaśni w swoim czasie, kiedy tam będziesz. A teraz musimy iść. Ochrona przyszła.


Po tej rozmowie na dachu tego dnia więcej nie zobaczył chłopak Jasona. Rozdzielili się już w centrum. Każdy poszedł w swoją stronę. mężczyzna nie wiadomo gdzie, zaś Skecz do domu. Już od progu spotkał Erikę ze swoją poważną miną, świadczącą, że tym razem nie żartuje.
- Gdzie byłeś? - spytała krótko, zakładając buty.
- Porozmawiać z bratem Aarona. - odpowiedział, po czym spytał, szybko zmieniając temat - Wiesz o czymś, czego nie wiem?
- Nie wiem, co ty wiesz, więc nie wiem też, czego nie wiesz. - ucięła, po czym wyszła z domu, a Skecz znów został sam. Nawet mu to odpowiadało. Włączył muzykę w odtwarzaczu, do którego podpięte były głośniki i wskoczył na łóżko. Bardzo szybko tego pożałował, gdyż zdążył zapomnieć już o świeżych ranach na swoich plecach. Ból sparaliżował go do tego stopnia, że nie był w stanie się podnieść, więc przewrócił się na bok i tym samym wpadł na podłogę twarzą do niej. Leżał tak przez minutę lub dwie. Kiedy ból minął, wstał i usiadł powoli na fotelu, po czym podparł łokcie o ławę. 
      Zastanawiał się nad słowami Jasona. O co mu mogło chodzić. No i w końcu Erika. Nigdy się tak nie zachowywała. Tym bardziej nie powiedziała nigdy bardziej tajemniczego zdania niż to, po którym wyszła z domu. 'Nie wiem, co ty wiesz, więc nie wiem też, czego nie wiesz' brzmiałoby pospolicie, gdyby nie było wypowiedziane tak poważnym tonem i gdyby wtedy jednak nie wyszła. Dopiero w tym momencie dotarło do niego, że nie ma pojęcia gdzie się wybrała jego przybrana siostra. Bezsensownym pomysłem okazałoby się szukanie jej. To, że swobodnie szła by właśnie po jakimkolwiek oświetlonym chodniku było wręcz niemożliwe. Potrafiła się dobrze maskować i poruszać niezauważanie. Postanowił dowiedzieć się wszystkiego od niej, kiedy wróci. Szybko przeniósł swoje myśli na przyszłe zdarzenia. Konkretnie na nowe osoby, które miał wyszkolić. Nie chciał znów przygarniać dziecka, chociaż wiedział, że jeśli ktoś jest w młodym wieku, mniej będzie pamiętał i szybciej się wszystkiego nauczy. Ale z drugiej strony przeżywa większą traumę. Postanowił wybrać się w miejsce ulicznych walk zaraz po rozmowie z Radą.
      Było już późno, więc położył się spać. Długo nie mógł zasnąć. Ale w końcu mu się udało.

-Gdzie byłaś? - spytał Skecz, kiedy tylko Erika pojawiła się nad ranem w przedpokoju ich małego domu. 
- Na spacerze. Nie mogę? Ty przecież wychodzisz.
- Tak, ale ty nigdy nie wychodziłaś. - stanął jej na drodze do pokoju - Co się dzieje?m Co ukrywasz?
Dziewczyna się oburzyła. Swoją malutką dłonią chwyciła większą od niej katanę, opartą o ścianę obok niej i błyskawicznym ruchem przystawiła mu do jego szyi, ledwo zatrzymując tuż przy skórze. Skecz poczuł na swoim ciele strach. Nie ważył się drgnąć. nie chciał okazać po sobie, że przegrał już na starcie.
- Nie jesteś moim ojcem. Nawet bratem nie jesteś. Zabiłeś całą moją rodzinę, ale jakaś chora myśl powiedziała ci, żebyś mnie zostawił przy życiu. Więc zrób mi tą przyjemność i zostaw mnie teraz w spokoju!
Ale jednak musiał przegrać. Nie chciał ryzykować życiem, zwłaszcza gdy dalej czuł się słabo, a w Erice z tego, co widział, rodziła się burza hormonów i zamierzała trwać przez całe jej nastoletnie życie i jeszcze nie raz pożałuje, że wziął pod swoją opiekę dziecko. Odsunął się na bok, czym zrobił jej miejsce, by mogła przejść. On sam zaś rzucił, że zrobi śniadanie i poszedł do kuchni. Usmażył chleb na jajku, poszedł z talerzem do salonu i usiadł na fotelu na przeciwko Eriki. Patrzył się na nią przez długo czas, podczas gdy ona nie zwracała na niego choćby najmniejszej uwagi, jedząc śniadanie. Postanowił podejść do tej rozmowy za jakiś czas. Teraz był zbyt spięty. Zbyt wielki strach go ogarniał na wspomnienie jej reakcji po powrocie do domu.
      Sprawdził swoją pocztę. Mimo, że Aniołowie Śmierci walczyli przeważnie tradycyjnymi broniami, to jednak ich również dopadł dwudziesty pierwszy wiek, w którym praktycznie każdy ma już przy sobie telefon komórkowy oraz internet. Przecież nikt nie będzie nawzajem siebie ciągle szukać. Zwłaszcza, że Aniołowie Śmierci znajdują się nie tylko w tym mieście. Jak zwykle nic ciekawego. Pełno badziewnych reklam wysyłanych na tysiące takich skrzynek. 



Kolejne dni mijały bardzo podobnie do siebie. W milczeniu. Erika wychodziła co wieczór z domu i wracała nad ranem. Zachowywała ciągle swoją poważną postawę, a Skecz postanowił nie dawać po sobie poznać, że zaczyna się jej obawiać. Może była zdenerwowana na niego, że ją okłamał i tylko hormony spotęgowały to wszystko, ale nie wiedział czego od niej oczekiwać. Czy tylko zwykłego zdenerwowania, czy nagłego wybuchu agresji. Kiedy czuł się już na siłach, by móc się chociaż obronić, siadł znów naprzeciw niej na fotelu i zaczął ostrożnie.
- Słuchaj Erika - zastanawiał się, co powiedzieć najpierw, więc milczał przez kilka sekund obserwując każdą jej reakcję. Patrzyła na niego dalej z poważną miną, lecz tym razem w jej oczach zobaczył coś innego. Nie był jej obojętny. Skupiła na nim swoją uwagę i zamierzała go uważnie słuchać. Wręcz zachęcała go swoją mimiką, by powiedział, co chce, więc kontynuował - Nie mam pojęcia, o co w tym wszystkim chodzi i szczerze powiedziawszy, to w tej chwili chciałbym się dowiedzieć. Na spokojnie, bo zaczynam się Ciebie obawiać. Dlaczego...
- Wychodzę na noc z domu? - dokończyła za niego pytanie i mówiła dalej ona - Nie chciałam, żebyś o tym wiedział, bo pewnie znów byś mi prawił morały i brał wszystko, co najcięższe na swoje barki. Szukałam odpowiednich osób.
Skecza zdziwiło ostatnie zdanie. Zaczął się zastanawiać, do czego odpowiednich osób. Pozwolił jej mówić dalej, skoro już się do niego spokojnie odzywała.
- Musimy wyszkolić dwoje ludzi na Aniołów Śmierci. Im szybciej zaczniemy poszukiwania, tym lepiej dla nas.
- A więc to o to chodzi. - chłopak odetchnął z ulgą, lecz po chwili dotarło do niego, co to może oznaczać i bardzo się tym przejął - Chyba nie...
- Nie. Nie zabiję nikogo. Nie chcę popełniać tego błędu, co ty i rujnować życie kolejnemu dziecku.
Skecza trafiło to bardziej, niż pazury Aarona kilka tygodni temu w nocy na ciemnej uczieczce.
- Znalazłam już te osoby. Nie są zbyt społeczne. Najchętniej opuściłyby swój dom i uciekły.
- I ty masz tylko dwanaście lat?
- Szybko się uczę.
Swoje ostatnie zdanie Erika skończyła z uśmiechem na swojej młodej twarzy. Skecz nie mógł wyjść z podziwu, że ma tak wszystko zaplanowane. To wszystko ułatwiało cała sytuację. Musi tylko się upewnić, że Erika mówi prawdę.
- Kiedy ich sam zobaczę?
- Za niedługo.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz