poniedziałek, 23 grudnia 2013

Magiczny sen



      Zimny grudniowy wieczór gładził jej policzki swoimi podmuchami mrozu, kiedy spacerowała wzdłuż opustoszałych ulic swojej mieściny. Nie miała konkretnego celu, chciała po prostu iść. Iść przed siebie nie myśląc o niczym. Nie myśląc o bólu. Nie myśląc o tęsknocie. Chciała chociaż na chwilę zapomnieć o tym wszystkim. Ale to było bezcelowe. W nocy ponoć myśli się intensywniej, więc więcej się wspomina. Bardziej się tęskni. W dodatku nie miała żadnego punktu zaczepienia dla swoich myśli. Było zupełnie pusto. A czasu było tak wiele. Bolało coraz bardziej. Tęskniła coraz bardziej. Jej tusz do rzęs, który nałożyła w domu trzęsącymi się dłońmi, rozmazał się przez mokre łzy, spływające raz po raz po jej gładkich policzkach, przesuwając się w stronę ust. Jej ust pomalowanych ciemnoczerwoną szminką. Nie wiedziała czemu właściwie się malowała, skoro nie szła się z nikim spotkać. Po prostu wyszła na spacer, ponieważ nie mogła już wytrzymać sama w domu. Nikogo nie było. Tylko ona. Niestety tylko ona. A chciałaby, żeby ta jedna jedyna osoba na całej kuli ziemskiej była przy niej. W tej chwili. Dokładnie w tej. Jednak ona się nie pojawiła. Nie zjawiła się nagle naprzeciwko z torbą ubrań, która wystarczyłaby na dwa tygodnie, a jeśli by się robiło pranie, to i całą wieczność. Właśnie. Wieczność. Tego chciała najbardziej, lecz wiedziała, że ona jest nieosiągalna. Dlatego pragnęła tylko chwili. Po prostu chwili. Rozejrzała się dookoła. Otaczały ją drzewa. Znalazła się w parku i nawet tego nie zauważyła. Tak bardzo zatraciła się we własnych myślach i we własnej tęsknocie, że przestała zwracać uwagę na to, co się w okół niej dzieje. Było potwornie zimno, toteż postanowiła wrócić do swojego domu. Do ciepła, w którym nie była blisko dwie godziny. W którym nie będzie jeszcze przez najbliższe pół godziny drogi do niego.



      Obeszła swój dom w okół, by po schodkach dotrzeć do drzwi wejściowych. Pomimo zimy nie spadł jeszcze śnieg, ale przez mróz pojawił się szron na trawie, a wśród tego szronu dostrzegła ślady butów. Na pewno nie jej butów, gdyż były większe. Ostrożnie zaczęła otaczać dom, a kiedy zobaczyła wejście do swojego domu zamarła w bezruchu. Łzy naleciały jej błyskawicznie do oczu i zaczęły spływać po rozmazanym wcześniej tuszu do rzęs, zaś serce pompowało krew jakby ścigało się z czymś niewidzialnym. Na schodach do jej domu stał on. Osoba, której pragnęła najbardziej na świecie. Mężczyzna, którego do tej chwili chciała zobaczyć. I w końcu zobaczyła. Pojawił się w środku nocy pod jej domem ze swoim czarnym plecakiem. On sam też był ubrany na czarno. Patrzył na nią swoim badającym każdy szczegół wzrokiem i zaczął iść w jej stronę powolnym tempem. A ona stała dalej w bezruchu, zastanawiając się, skąd on się tutaj znalazł o tej porze. Miał przecież przyjechać za tydzień. Kiedy był już przy niej, podniósł swoją prawą dłoń i otarł jej palcami łzy, które nie przestawały spływać po jej twarzy. Zamknęła oczy. Wydawało jej się, że to sen. Drugą ręką przyciągnął ją lekko w swoją stronę i po chwili ich usta spotkały się w tym samym punkcie. Ich języki zaczęły tańczyć w okół siebie jak gdyby były prawdziwymi tancerzami. Ich rytmiczne ruchy warg stały się jednym rytmem, którym się poruszały. Kilka sekund, a dla niej wydawało się to wiecznością. Upajała się każdym ułamkiem sekundy, którą wtedy przeżywała. Nie czuła już chłodu. Ciepło zdawało się wypływać z niego i oplatać ich oboje swoimi opiekuńczymi ramionami. Nie istniało już nic. Tylko ona i on.



      Zamknęła drzwi domu na klucz, kiedy zdejmował swoje buty. Pozwoliła sobie przyjrzeć mu się w świetle żyrandolu. Za każdym razem, kiedy spojrzała na niego, czuła tę samą ciepłą energię, która otoczyła ich przed paroma minutami. Czuła ją cały czas, mimo iż zupełnie przemarzła. Kiedy już zdjęli z siebie buty oraz kurtki, objęła go za szyję, zmusiła do lekkiego ukłonu i pocałowała raz jeszcze, najdłużej, jak było to możliwe, po czym popchnęła delikatnie w stronę sypialni. Objął ją w pasie i przemieszczali się razem w stronę łóżka jak w tańcu. Tak zgrani, jak nikt jeszcze dotąd. Pozwoliła mu być na górze, lecz on położył się obok nie niej, nie przestając całować jej czerwonych ust. Muskał opuszkami swoich palców jej policzek, potem przeniósł je na szyję, gdzie przesuwał już całą dłoń po skórze. Był zdecydowany, ale zarazem delikatny. A ona była szczęśliwa, że może go w końcu zobaczyć i jest przy niej oraz podniecona przez to, co robił. Zaczęła rozpinać guziki swojej granatowej, flanelowej koszuli zaczynając od dołu, on natomiast od góry. Ich dłonie spotkały się w połowie drogi i splotły ze sobą swoje palce. Przewróciła go na plecy i usiadła na nim, po czym podniosła na tyle, by móc zdjąć jego bluzkę wraz z koszulką i ujrzeć jego szczupłą, prawie chudą sylwetkę, która podnieciła ją jeszcze bardziej. Przesunął palcami po jej bokach w górę, ściągnął powoli koszulę i zaczął rozpinać jej stanik, jednocześnie całując oraz przygryzając szyję. Odsłoniły się jej piękne duże piersi. Poczuła jeszcze większe podniecenie, więc rozpięła jego spodnie i szybko je zdjęła. Pozostały na nim tylko szare bokserki, przez które widoczny był jego twardy już od jakiegoś czasu członek. Przesunęła po nim zdecydowanie swoją dłoń, po czym również i bokserki znalazły się na podłodze. Chwilę później spodni oraz majtek pozbawiona była ona sama, a oboje znaleźli się w pozycji na jeźdźca. 



      To wszystko wydawało jej się snem. Tylko snem. Ale za to rzeczywistym. Leżała w swoim łóżku otulona przez swojego mężczyznę. W prawdzie to wszystko jej się rzeczywiście przyśniło, ale jej to już nie obchodziło, nawet jeśli były to najpiękniejsze chwile w jej życiu. Przeżyła to chociaż we śnie, a poza tym nie brakowało jej już niczego oraz nikogo. Nic już nie istniało. Tylko ona i on.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz